piątek, 29 lipca 2011

Rodzina

Każdy z nas ma swoje wartości, które ceni i dla których jest w stanie bardzo dużo poświęcić. W moim przypadku jedną z nich jest rodzina. Wiele osób może teraz pomyśleć, że z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu i zapewne mają rację, bo rodzina to osoby o bardzo podobnych charakterach (tak jak w moim przypadku), co niejednokrotnie prowadzi do wielu nieporozumień oraz sporów. Bez względu jednak na wszystko ja wychodzę z założenia, że to najbliźsi mi ludzie i to właśnie nimi będę otaczać się przez całe życie bez względu na okoliczności. To oni będą przy mnie w tych radosnych i trudnych chwilach... to zawsze do nich mogę zadzwonić i poprosić o radę, wsparcie... Wiem, że oni zawsze chcą dla mnie najlepiej i zrobią wszystko, żeby móc mi pomóc na mojej drodze życia.
Skąd taki post? Czas na refleksje? Hmm możliwe, ale w dużej mierze ma tu znaczenie fakt, że siedzę właśnie w samochodzie, gdzieś w centrum Warszawy i pobędę tu jeszcze w ciszy przez minimum dwie godziny. Dlaczego? Można powiedzieć, że to skomplikowana historia (jak prawie każda z moim udziałem). Najlepiej jednak będzie jak zacznę od początku.
Wczoraj udałam się do Kielc, do moich rodziców, gdzie zastałam również moją siostrę. Celem mojego wyjazdu była pomoc mamie w prowadzeniu jej sklepu, jednak sprawy nabrały troszkę innego obrotu. Biorąc pod uwagę fakt, że mam wakacje, nie pracuję i na dobrą sprawę nic mnie nie trzyma w Krakowie postanowiłam resztę wakacji spędzić u rodziców, bo wiem, że każda pomoc będzie doceniona i jednocześnie nieoceniona, biorąc pod uwagę coraz słabszy stan zdrowia moich rodziców, a w szczególności mamy. Po rodzinnym obiedzie mój szwagier dostał telefon z propozycją wypadu na Paintball'a, na którą to wiadomość bardzo się ucieszył. Oczywiście reakcja mojej siostry była jak najbardziej odpowiednia i ze zrozumieniem powiedziała, że zostanie w domu z ich dziewięciomiesięcznym synem, a on powinien się zgodzić i pojechać w celu rozerwania się, mimo że bez niej. Paintball jest czymś co oni oboje bardzo lubią robić, jednak ze względu na rodzinę nie mogą już (i przez najbliższy czas) robić tego współnie. Po krótkim namyśle padło w moją stronę pytanie czy nie zgodziłabym się pojechać z nimi i zostać do soboty, bo to właśnie dziś, czyli w piątek, odbywało się to spotkanie.
Mojej reakcji do negatywnych również zaliczyć nie można, bo w momencie jak tylko dowiedziałam się od mamy, że powinnam jechać zgodziłam się bez wahania. Stąd też właśnie mój pobyt w stolicy w ten piątkowy wieczór... Dlaczego w samochodzie? A to już wynik braku chęci maluszka do pójścia spać przed ich wyjściem z domu. Filipek (mój chrześniak) nie zgodził się na wcześniejsze spanie, a wszyscy wiemy, że najlepszym środkiem usypiającym dla niego jest jazda samochodem. Rozważaliśmy zatem opcję dojechania tu na miejsce i mojego powrotu drugim samochodem do domu, jednak głośna klatka schodowa i mój brak obycia z Warszawą zdecydował, że spędzę tych kilka godzin, podczas któych oni będą się świetnie bawić, w samochodzie na parkingu przed wejściem na Paintballa, w zupełnej ciszy, obserwując czy maluszek się przypadkiem nie przebudza.
Bogu dzięki w dzisiejszych czasach jesteśmy świadkami szybkiego postępu techniki i dostępności mobilnego internetu, dzięki któemu mogę właśnie publikować tego posta i nie umierać z nudów, czy usypiać. Nie powinnam usnąć, bo mój sen jest dosyć twardy i mogłabym nie usłyszeć przebudzenia się Filipka, a jeśli zacząłby już płakać bardzo ciężko byłoby mi sprawić, że się uspokoi, bo wtedy najlepszym lekarstwem jest jego mama.
Jutrzejszy poranek będzie sponsorowany przez PKP, bo to właśnie posiągiem będę wracała do Kielc, a w niedzielę znów do Krakowa, ale Bogu dzięki autem. Powrót do Krakowa spowodowany jest wprowadzaniem się mojej nowej współlokatorki, z którą przedwczoraj podpisałam umowę najmu na mały pokój w swoim mieszkaniu. Ciekawa jestem jak nam się będzie wspólnie mieszkało i czy będą między nami jakieś nieporozumienia, których nie ukrywam wolałabym uniknąć. Mój pobyt w Krakowie nie potrwa jednak długo... Wyjadę w niedzielę i prawdopodobnie wrócę do Kielc we środę, najpóźniej w czwartek i zostanę już do końca sierpnia. Tych kilka dni w Krakowie pozwoli mi ocenić czy Aneta, bo tak na imię ma moja przyszła współlokatorka jest osobą godną zaufania i czy będę mogła ją swobodnie zostawić samą w mieszkaniu na prawie cały miesiąc.
Wracając jednak do tematu głównego, czyli rodziny... Zawsze była dla mnie ważna, ale dopiero niedawno zrozumiałam jak bardzo. Warto spędzać z nimi jak najwięcej czasu, bo nigdy nie wiadomo jak wiele nam go zostało... Bez względu na to jacy by jej członkowie nie byli, rodzina to rodzina, a to słowo to świętość.a

piątek, 1 lipca 2011

Niepokój

Czujecie czasem wewnętrzny niepokój, którego źródła nie jesteście w stanie zdiagnozować? To silne uczucie, które w momencie pojawienia się przejmuje nad wami kontrolę i nie ważne czego byście nie robili to i tak wciąż myślicie tylko o tej dziwnej emocji? Ja odczuwam ten stan właśnie teraz...
Są momenty, w których patrzę na świat i widzę tylko piękno. Głupia chmurka na niebie sprawia, że cieszę się jak dziecko, aż strach pomyśleć wtedy co by się stało, gdyby rzeczywiście spotkało mnie coś, co zazwyczaj normalnym ludziom poprawia humor. Są jednak również dni, w których czuję się jak przysłowiowe dziecko we mgle, które ma ochotę się rozpłakać z byle powodu, a czasem te, w których mam to dziwne wrażenie, że coś złego się stanie i nie jestem w stanie zrobić nic, co mogłoby temu zapobiec.
Teraz martwię się o swoje życie, przyszłość... Wiem, że każdy czasem się zastanawia co zrobić, aby 'żyło się lepiej', ale w chwili obecnej moja obawa o najbliższe miesiące, a nawet i lata, jest niebywale silna.
Jest lipiec, miesiąc wakacji, czas w którym ludzie cieszą się z wakacji, planują relaks, spotkania z przyjaciółmi, rodziną... A ja jednak martwię się o przyszłość, bo uświadomiłam sobie, że jedyną rzeczą, która trzyma mnie w domu, Krakowie bo to to miasto jest obecnie moim domem, są studia, zajęcia, kolokwia, projekty i egzaminy. Koniec sesji... prawie zamknięta, tylko 2 zaliczenia na wrzesień, więc nie ma źle, moi znajomi planują wyjazdy do domu, podejmują pracę na okres wakacji, a ja? Oj doskwiera jednak samotność, bo sama myśl o tym, że wyjadę do rodziców i nie będę miała 'tego jedynego', za którym mogę tęsknić sprawia, że czuję się pusta w środku...
To może praca, zapytacie... Hmm pewnie! Jeśli spełnieniem moich marzeń byłaby praca w McDonald's lub telemarketer to jak najbardziej! Pracy wtedy do wyboru, do koloru... Niestety jeśli ktoś planuje podjęcie pracy na jakimś przyszłościowym stanowisku i ma już rok doświadczenia w danej branży jedyne co firmy chcą zaoferować to kolejne, bezpłatne praktyki... Hmm bezpłatne praktyki... A za co niby mam się utrzymać? Zapłacić comiesięczne rachunki itp? Eh niestety życie nie jest łatwe. Ale wróćmy do niepokoju...
Pieniądze? Zawsze mogę wyjechać do UK i zarobić trochę kasy, ale... po co? Skoro myśl o tym, że za rok będzie ta sama historia? Że jeśli nie znajdę teraz pracy, która pomoże mi w budowaniu swojej ścieżki kariery, to za rok znów jedynymi ofertami będą bezpłatne praktyki? Studia! Tak! Toż to podstawa!!! Podstawa do tego, żeby spokojnie można było się martwić o swoją przyszłość...
I co dalej? Czas pokaże. Poddać się nie zamierzam!
Lipiec jest dla mnie miesiącem dla rodziny! Obecnie jestem u siostry i spędzam niezapomniane chwile w towarzystwie mojego 8śmiomiesięcznego chrześniaka! Ależ to nowe życie jest cudowne! Lecz patrząc na to maleństwo od razu rodzą się u mnie refleksje, dotyczące mojego, dwudziestoczteroletniego życia... Musiałam popełnić tyle błędów? Chyba się starzeję, skoro patrzę na sprawy z takiego punktu widzenia... Czas na biovital ;/